4.12.2014

{004} Fedemila "Ciudad de los muertos"



Tytuł: Ciudad de los muertos (tł. Miasto Zmarłych)
Para: Fedemila
Osoba/y: Ludmila & Federico
Rodzaj: Dramat, fantasy
Autorka: Ashley Blanco
Dedykacja: Dla Anastasia oraz Aleks Verdas, z którymi założyłam bloga :*
Ważne uwagi: One Shot pisany w formie listu, pisanego przez Ludmiłę.

***

Droga Natalio!                                                                  Do: Czad, 4.12.14
        Chciałabym Cię na początku pozdrowić, i przesłać całuski. Pragnę, opowiedzieć Ci moją niespotkaną opowieść, która mi się przydarzyła. Ale od początku. 
        Jak zwykle szłam do rodziców na cmentarz, lecz tym razem było tu trochę inaczej. Cmentarz, dodam że starożytny, zwykle odwiedzany przez tłumy ludzi i zwiedzających, tego dnia był opustoszały. Zdziwiło mnie to z lekka, ale szłam dalej. Pijąc moją latte ze starbucks'a, natrafiłam na grób naszych rodziców. Nagle, z grobu, powstało coś na kształt czarnej dziury, która wsiąknęła mnie w kilka sekund. Nie wiedziałam, o co chodzi. Po chwili się dowiedziałam.
        Znajdowałam się w ciemnej, nieskończonej otchłani. Rozejrzałam się. Unosiłam się w nicości. To było dziwne. Ujrzałam małe światełko, powiększające się z każdą moją myślą, każdym oddechem. Stało się wielkie, i otuliło mnie. Ponownie się rozejrzałam. Wszędzie wyrosły drzewa, było jak w normalnym świecie. Ale nie było. Byłam tam sama, wraz z naturą. Nagle jasność, zaczęła ustępować ciemności. Liście z drzew pospadały, wszystkie budynki jakby zgniły. Wszystko co było żywe, i piękne, zmieniło się w szarość. Ziemia rozerwała się na pół, zatrzymując się metr przede mną. Z dziury wyszły... zombie? Zdziwiło mnie to. Nie wierzyłam w takie rzeczy. Zombie. Jak to wyglądało? Zupełnie inaczej niż w tych bajkach o dobru lub złu, albo horrorach. Były koloru zgniłego niebieskiego, upaćkane krwią. Włosy, jeśli jakiś je w ogóle miał, były koloru blondu pomieszanego z zielenią, wyrywały się jak kłębki kurzu ze starych ksiąg. Straszne nie było jednak to. Straszniejsze było jednak to, iż podchodziły do mnie, a po chwili odchodziły. To było nie tylko straszne, ale i bardzo dziwne. 
      (...) Były wszędzie. Oblężały mnie. Ta dziwna walka z nimi trwa już kolejny dzień. Dziś są nadzwyczaj silne, a ja już prawie umierałam z głodu. Jedyne co mogłam zjeść to jagody, które dziwnym trafem ocalały. To już mnie przerażało. Woda nie była mi potrzebna, od dzieciństwa byłam odwodniona, i mogłam wytrzymać nawet miesiąc bez nawilżania gardła. Ale ty o tym doskonale wiesz. Pamiętasz, jak nienawidziłam kąpieli? Tym razem byłam do niej zmuszona. Kilka razy na dzień, oblewałam się zimną wodą z beczek, gdyż byłam ubrudzona wnętrznościami zombie. Musiałam sobie jakoś radzić, tak? 
        (...) Wtedy ujrzałam go. Miał na sobie czarne, sprane rurki, białą koszulę. Jego brąz włosy były postawione na żelu. Chyba dopiero tu trafił. Skąd to wiem? Dziś święto zmarłych. Wpadło tu już kilkanaście osób, lecz tylko jednej udało się przeżyć - mnie, dzięki doświadczeniu. Oni nie chcieli słuchać. Podeszłam do chłopaka, który był bardzo zdumiony. Zaczęłam z nim rozmawiać,wydawał się całkiem miły. Od początku mi uwierzył. Okazało się, że był historykiem, badał dzieje bardzo dalekie, kilka tysięcy lat p.n.e. po wyginięciu dinozaurów. Poszliśmy do domku, w którym się zatrzymałam. Po drodze powystrzelałam kilku zombie, chłopak był bardzo zdziwiony moim doświadczeniem i wiedzą o zombie. Widziałam, jak notował moje opowieści! To były prawa autorskie, nie no żarcik. Nie miałam nic przeciwko. Wkońcu był to naukowiec, tak? 
        (...) Uśmiechnął się do mnie. Ten jego niebiański uśmiech! Zbliżył sie. O co mu mogło chodzić, pewnie o to pytasz się? Po chwili lekko  musnął moje usta. Zombie zaczęły się rozprzestrzeniać. Wybuchły. Świat stał się kolorowy. Co się działo? Tęcza się pojawiła! Nagle, ponownie znalazłam się na cmentarzu, w objęciach Federica. Byłam starsza o... jakieś trzy lata? Dlatego też nie pisałam. Miałam 28 lat. Szłam z Fede na grób Amelii, mamy Fede. W wózku leżało nasz skarb - Jennifer. Na moim palcu wisiała obrączka. Mimo tej zwariowanej historii, odnalazłam w niej miłość. Do zobaczenia niedługo! 
Ludmiła, Federico i Jenn.
###
Witajcie. 
Byłatu dość długa przerwa. Czy ktoś tu jeszcze zagląda?
Z tego co widzę, tylko ja tu piszę.
Czemu? ;c

No cóż, OS mi się podoba :)

Enjoy! :*


22.11.2014

{M 001} Diecesca - "Przepraszam..."

Dedykuję go Aleks Verdas, za pomoc w wymyśleniu tytułu, i za te rozmowy na FB. ^^

Miniaturka: Diecesca - "Przepraszam..."

Zwykły wieczór; Gibraltar, Hiszpania
        Włoszka rozprostowała nogi. Jej stopy, pokryte białymi sandałkami, zamoczone zostały w wodzie. Jej krótkie, rozpuszczone włosy rozwiewał wiatr, a ona pokryta była w głębokim zamyśleniu. Co by się stało, gdyby Go nie poznała? Ciągle sądziłaby, że życie i miłość są idealne, i nic nie jest w stanie ich zniszczyć, i zmusić człowieka do pogrążenia się w cierpieniu. Widziała same pozytywy zakochania się. Teraz sądzi, że miłość to negatyw, że jest pusta jak te blondynki z sex shopu. Po małych, pudrowanych policzkach spływały łzy, jej oczy które pokryte były tuszem, rozmywały się w cieniu tuszu, którego na jej twarzy było pełno. Wyglądała jak siedem nieszczęść, lecz mimo to była... szczęśliwa? Szczęśliwa, bo odkryła prawdę. Prawdę o Nim.

        Czas leciał, zegar tykał. Sziedziała jak na szpilkach, oczekując Jego powrotu. Spóźniał się. Co to mogło znaczyć? Pomyliła daty? A może on zapomniał, gdzie mieszka? Co może teraz robić? A może poprostu samolot się spóźnił? Czarne myśli chodziły po głowie czarnowłosej, a jej paznokcie, to już nie były paznkocie. A on co robił w tym czasie? Nie wiadomo. Zaszył się w swoim domku na obrzeżach miasta. Po co? Aby przyjąć usługi koleżanki. Jakie? To już jest zbyt dużo wyjaśniania. Francesca zapłakana przez brak odezwu od Hernandez'a, poszła do kuchni. Zaparzyła sobie melisy, którą od razu wypiła. Nie pomogło jej zwalczyć to bólu, więc postanowiła go zwiększyć. Czy to było logiczne? Nie. Ubrała swój płaszczyk, i zakluczyła drzwi. Ruszyła pieszo w stronę La Platy. Po dojściu, zamówiła sobie kolejkę Tequili. Po kilku kolejnych kolejkach mocnego napoju, zaczęła zachowywać się dziwnie. Jakby była pod wpływem środków odurzających. Udała się na parkiet. Tańczyła nie przyzwoite ruchy. Poczuła ciepłe ręce oplatające ją w talii, i wyprowadziły na zewnątrz. Oburzona włoszka, wraz ze swoim włoskim temperamentem, zaczęła się wyrywać. 
        - Kochanie, spokojnie. - usłyszała ten kojący głos.
- Jak mam być spokojna, skoro zdradzasz mnie na prawo i lewo?! - zaczęła - a ja Cię kochałam... - odbiegła. Wypuścił ją ze swoich ramion. Poddał się. Pobiegła na plażę.

        Zimny wiatr otulał jej ciało od stóp do głów. Była noc, więc co się dziwić? Poczuła, jak ktoś kładzie jej na ramionach ciepły materiał. Odwróciła głowę, i ujrzała Diego. Zmęczona, nie miała chęci na kłótnie. Usiadł obok niej, i zwyczajnie ją przytulił. Wtuliła się w niego.
        - Przepraszam... - szepnął w jej włosy.

Od aut: Hej! Jestem tu nowa. Mam nadzieję, że się polubimy. Oto pierwsza miniaturka tutaj na blogu. Pisałam ją dwa dni, po połowie. Krótki, wspomnienie najdłuższe. Wiem, że nie napisałam czy Francesca mu wybaczyła, ale jak to napisałam to zauważyłam, że miniaturka straciła swoją "magię". 

Velvette.



        

4.11.2014

Los resultados y información




Witam. Dziś świętujemy, albowiem ogłaszamy wyniki naboru! Nie spodziewaliście się, co? No i oto chodziło. Nie było wiele zgłoszeń, jak wspomnieliśmy do załogi miała dołączyć najprawdopodobniej jedna osoba. Jenak postanowiłyśmy...że dołączą dwie! Zatem, bez przeciągania. Do ekipy HLQA dołączają ... <werble>...
  • Alavende Caster
  • Rozalia Rathnow 
 Serdecznie gratulujemy dziewczynom! Cieszymy się, że będziemy z Wami współpracować ♥

A teraz część organizacyjna.
  1. Z boku pojawiła się rozpiska, zapraszamy do zapoznania się z nią.
  2. Zapraszamy też do nowych zakładek.
  3. OS-y będą pojawiały się w piątki i poniedziałki.  I może od czasu do czasu jakiś bonus.
  4. Zapraszamy na naszego ask'a HazLoQueAmas.
  5.  Obydwie zwyciężczynie proszę o kontakt mailowy - cathylambre@gmail.com.
To by było na tyle ^^ Bardzo dziękujemy Wam wszystkim za wejścia i komentarza.
Jesteście super <3 Proszę też o przeczytanie tego boskiego dzieła, jakim jest ten OP.
Cudo nad cudami <3  One part Leonetta ~ Kathy

No to do piątku, kiedy to opublikujemy pierwszy OS jednej z dziewczyn,
drużyna HLQA

3.11.2014

{Z-001} Leonetta- ''Nieba blask''

Tytuł: ''Nieba blask''
Para: Leonetta
Opowieść pisana na małej podstawie Igrzysk Śmierci.
Zamówienie dla Panny W.

Opowiadanie może zawierać drastyczne sceny.

Nie zawsze jest tak sobie wymarzymy. Nigdy nie przewidzimy losu, nie znajdziemy odpowiedzi na przyszłość. Wszystko ma swój sens. Ostatni są pierwszymi.

Szatynka wbiegła do gęstego lasu. Jedyne o czym teraz myśli to przetrwanie. Ale, czy to jej się uda? Dziewczyna podbiegła do drzewa i zaczęła się na nie wspinać. Blondyn z dystryktu pierwszego widząc ją rzucił nożem w jej nogę. Narzędzie wbiło się w nogę szatynki. Castillo widząc nóż w swojej nodze sięgnęła do niego ręką i szybko go wyjęła. Z miejsca nacięcia zaczęła wypływać krew, ruszyła nogą, poczuła ukłucie. Jej mięsień został naruszony. Odwróciła się za siebie i szybko wcelowała w blondyna nożem. Trafiła w serce. Chłopak krzyknął z bólu i upadł na ziemię.  Castillo spadła z drzewa. Jedyne co poczuła to krew na swojej ręce. Jej noga krwawiła co raz mocniej, słabła przez utratę krwi.
Usłyszała cichy szelest liści, a później tylko nieba blask, który prowadził jej oczy do zamknięcia.

W lesie rozległ się strzał. Śmierć. Jeden zawodnik mniej.
- Czy to ja umarłam?- wyszeptała szatynka.
- Nie.
Na dość znajomy głos szybko otworzyła oczy. Oparła się o swoje ręce. Spostrzegła Verdasa, jedyną osobę której się bała.
- Zabij, mnie masz okazję.
- Nie.
- Zabij!
- Ciszej- syknął Verdas.
Szatyn chwycił nóż do ręki. Odwrócił się i rzucił na wprost siebie w zagąszcza wysokiej trawy.
- Chybiłeś- zaśmiała się.
Szatyn podniósł palec do góry, i dobiegł ich krzyk.
- Trójka z głowy.
- Jak ty?
- Doświadczenie.

Szatyn pchnął Castillo na ziemię, a następnie sam położył się obok niej.
- Siedź cicho- szepnął.
Szatynka słyszała szelest trawy i zbliżającą się osobę. Spojrzała na Verdasa. Ten pokręcił przecząco głową. Wstał, obok niego pojawił się ciemnoskóry mężczyzna. Verdas podniósł prawą rękę i uderzył przeciwnika w twarz. Słychać było tylko łamaną kość a po chwili jasną krew wypływającą z nosa.
- Nóż- rzucił szybko do Castillo.
Ta spojrzała na niego, a następnie zaczęła szukać go w swoim plecaku. Przeciwnik szatyna rzucił go na ziemię i zaczął go bić, Verdas próbował się bronić, ale na marne- jego przeciwnik był za silny. Castillo znalazła nóż i szybko podbiegła do dwójki mężczyzn. Zepchnęła wroga z ledwo oddychającego szatyna i rzucił się na niego z nożem. Nienawidziła zabijać, ale musiała. Wbiła nóż z całej siły w szyję mężczyzny, poruszyła nim kilka razy i wyjęła. Z szyji ciemnoskórego zaczęła płynąć strumieniem ciemna krew, a to znaczyło jedno- trafiła tętnicę.
Rozległ się kolejny strzał- dystrykt siódmy stracił pierwszego członka.
Castillo podbiegła do Verdasa.
- Wiem, że żyjesz- zaczęła go reanimować.
Schyliła się i wpuściła powietrze w usta szatyna. Po chwili poczuła, że jego usta się poruszyły. Oderwała się od niego. Szatyn przyciągnął ją do siebie i wpił w jej usta. Violetta oderwała się od niego tak szybko, jak się znalazła przy jego ustach.
- Oszukałeś mnie! -wrzasnęła Castillo.

Szatyn szedł wytrwale za wściekłą towarzyszką.
- Daj mi w końcu spokój!- krzyknęła Castillo- Zostaw mnie!
Wyciągnęła ze swojego paska nóż, podeszła do szatyna i przyłożyła mu narzędzie do gardła.
- Zostaw mnie, albo Cię zabiję-wysyczała.
Odeszła od szatyna. Uśmiechnęła się tryumfalnie. Wygrała z Verdasem.
- Violetta uważaj!- krzyknął szatyn.
Słychać było już tylko strzał broni palnej. Kula z pistoletu wbiła się w lewą stronę klatki piersiowej Castillo. Zatrzymała się w sercu. Szatynka krzyknęła i upadła na ziemię. Wściekły Verdas wyjął swoją broń i wcelował lufą w Chacka, strzelił. Podbiegł do szatynki, ale było już za późno. Nieba blask zamknął oczy Castillo na wieczność. Rozległy się dwa strzały. Dwóch poległych w tym Castillo.

-Powitajmy zwycięzce tegorocznej edycji igrzysk głodowych!
Na placu rozległ się wielki krzyk. Dystrykt drugi wygrał. Verdas wygrał.

 


~~~~
Witam ludziska. Krótko- wiem, ale wiem także, że dużo osób nie czyta zbyt długich rzeczy (w tym także ja xd) a inczej tego nie potrafiłam napisać, przepraszam >.<
Mam nadzieję, że Ci się podoba Panno W. (nie będę zdradzała kim jesteś xd) chociaż minimalnie.
Tak wiem, nie potrafię pisać :D
Adios :P


31.10.2014

{002} Diemiła - "Szczęście jest tak bardzo blisko"

Z obiecaną dedykacją dla mojej szajbuski, Baśki. Obyś znalazła tego partnera Rh- bo inaczej, to wypierdalać :D Masz tu Diemiłkę ^^

Tytuł:"Szczęście jest tak bardzo blisko"
Para: Diemiła  

-Dzień dobry. Nazywam się Diego Hernandez i będę Waszym wykładowcą. Niezmiernie się cieszę, że będę mógł przekazać Wam całą swoją wiedzę na temat prawa, zarządzania przedsiębiorstwem oraz architektoniki. Być może nauki przeze mnie głoszone, w jakimś stopniu pomogą Wam, w rozwijaniu Waszych talentów. Mam nadzieję, że weźmiecie sobie to do serca. Na głównych drzwiach uczelni jest wywieszony grafik, z którym należy się zapoznać. Na dziś to już chyba wszystko, dziękuję bardzo wszystkim z osobna za przybycie i do zobaczenia jutro na porannych zajęciach-powiedział nauczyciel i powolnym krokiem wyszedł z klasy, mierząc wzrokiem każdego ucznia.

*****
     Udał się do pokoju. Po drodze spotkał sporą grupkę nastolatków, którzy wesoło gawędzili sobie, na różne tematy. Mimowolnie uśmiechnął się sam do siebie..Sam też kiedyś taki był. Młody, wolny. Nie przejmował się niczym. Niestety przyszedł czas, kiedy musiał wziąć za siebie odpowiedzialność. Nie zarobiłby na życie obijając się cały dzień, leżąc na łóżku w swoim pokoju. Ostatni raz spojrzał na zapełniony korytarz i wszedł do swojego pokoju.

*****
     Następnego dnia, obudził się jak zwykle o godzinie siódmej. Szybkim krokiem udał się do łazienki. Pół godziny później był już gotowy. Wyszedł ze swojego pokoju i udał się pod jedną z klas. Czekało pod nią kilkunastu uczniów. Posłał im pokrzepiający uśmiech, po czym otworzył klasę i wpuścił wszystkich do środka. Gdy wszyscy zajęli już swoje miejsca, postanowił sprawdzić listę obecności. Była to wyższa konieczność. Zaczął po kolei wyczytywać kolejne nazwiska. Zatrzymał się przy numerze piętnastym. Osoba o nazwisku Espinosa, nie odpowiadała. Z tego wynika, że jest nieobecna. W tym momencie rozległo się pukanie, a do klasy wparowała pewna dziewczyna. Nauczyciel spojrzał na nią spod byka, nie cierpiał spóźnialskich. Może chociażby dlatego, że sam kiedyś taki był..
-Panienka czasem się nie zapomniała?-spytał mierząc ją surowym wzrokiem
-Przepraszam bardzo, zaspałam...-zaczęła dziewczyna jąkając się jednak nauczyciel jej przerwał
-To proszę ustawiać sobie budzik pół godziny wcześniej panienko..?-warknął
-Ferro-wydukała
-Ma pani szczęście, że jeszcze nie wyczytałem numeru osiemnastego. Tymczasem proszę zająć miejsce. To ostatni raz, kiedy się pani spóźnia. Za karę, zostaje pani po lekcjach-powiedział stanowczo
-Ale..-zaczęła
-Żadnych 'ale'! Czy wyraziłem się jasno?!-krzyknął
-T-tak-wydukała przestraszona dziewczyna
Nauczyciel zadowolony z posłuchu, dokończył sprawdzanie obecności, a potem rozpoczął kolejny temat lekcji.

*****
     -A panienka gdzie się wybiera?-spytał z poważną miną
Dziewczyna spojrzała na niego, lekko wystraszona. Lekko się uśmiechnęła, jednak nauczyciel tego nie odwzajemnił. Nerwowo przeczesała kosmyk włosów, nadal milcząc jak grób.
-Czy ja mówię po chińsku?! Chyba zadałem pytanie!-warknął w jej stronę
-Myślałam..-jęknęła
-To źle myślałaś! O ile pamiętam masz kozę! Siadaj z powrotem do ławki!-powiedział
Dziewczyna nie chciała wdawać się w jakieś niepotrzebne dyskusje, więc potulnie udała się do stolika. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się tylko w okno, gdyż nie miała żadnego ciekawszego zajęcia. Jednak nie trwało to zbyt długo. Nauczyciel widząc jej znudzenie, z kpiącym uśmieszkiem zaczął grzebać w swojej teczce. Wyjął plik kartek i podał je zdezorientowanej uczennicy.
-Masz to rozwiązać. Jeżeli skończysz, będziesz wolna-powiedział uśmiechając się
Najwidoczniej bawiło go dręczenie innych. Na samą myśl o rozwiązaniu tych wszystkich zadań, robiło jej się nie dobrze.
-Mam to wszytko zrobić?-spytała
-Tak. Masz tu test z odpowiedziami A, B, C. Nic prostszego, poradzisz sobie-rzucił od niechcenia
-Po prostu świetnie-szepnęła
-Czy coś mówiłaś?-spytał
Zaprzeczyła głową i postanowiła zabrać się za zadania. Im szybciej skończy, tym szybciej da sobie spokój z tym nauczycielem od siedmiu boleści. Zaskakujący był dla niej fakt, że zadania są dziecinnie łatwe. Mimo, że było ich 78, udzielenie na nie odpowiedzi zajęło jej około 25 minut. Jeszcze raz sprawdziła cały arkusz przed oddaniem go panu tyranowi i z triumfalnym uśmiechem oddała swoją pracę, po czym bez słowa zgarnęła swoją torbę i wyszła z klasy szybkim krokiem, aby pan Hernandez czasem jej nie cofnął.

*****
     Następnego dnia Ludmiła ustawiła zegarek pół godziny wcześniej. Pod klasą stała już 10 minut przed dzwonkiem, co bardzo zdziwiło Diego. Nie spodziewał się, że jego uczennica wyjątkowo, stawi się na zajęcia punktualnie. W dodatku wcześniej od innych. Wciąż lekko zszokowany, wpuścił uczniów do sali, uważnie przyglądając się panience Ferro.
     Na zajęcia kusiło go, aby zripostować jakoś panience Ferro. Od tak, aby trochę ją wkurzyć. Świetną sposobnością stał się fakt, iż panna Ludmiła odwracała się do swojej przyjaciółki, aby z nią porozmawiać. Uśmiechnął się złowrogo. Nic się nie stanie jeśli zwróci jej uwagę, da kolejną karę. Dla niego to czysta przyjemność. Sam nie wiedział czemu się na nią uwziął. Może dlatego, że była zbyt pewna siebie? Sam nie wiedział, ale jedno było pewne. Dziś sobie nie odpuści.
-Panno Ferro, a może ja przeszkadzam w konwersacji z panną Torres?-spytał kpiąco
-N-nie-wydukała
-No ja myślę. Jednak myślę, że miło by było gdybyś dzisiaj również została po lekcjach. Rozwiążesz kolejne zadania, przemyślisz swoje zachowanie. Zobaczysz, będzie fajnie-powiedział ośmieszając ją przed całą klasą
Po raz kolejny musiała zostać. Pech! Po raz kolejny dostała test, tym razem 85 zadań. Rozwiązała je w ciągu 45 minut, gdyż nie wszystkie były odpowiedziami wielokrotnego wyboru. Oddała kartki i burknęła coś w stylu "Do widzenia" i wyszła z klasy. Może ta Ferro wcale nie jest taka zła?

*****
     Kolejny dzień, a pan Hernandez po raz kolejny poprosił, aby blondynka po skończonych już wykładach chwilę poczekała. Gdy wszyscy uczniowie wyszli już z sali, dziewczyna podeszła do niego z pretensjami.
-Co znowu zrobiłam?! Przecież byłam spokojna przez całą lekcję. Nawet raz się nie odezwałam, niczym posąg!-warknęła
-Nie. Tym razem wyjątkowo nie chcę dać ci kary. Chciałbym cię pochwalić. Przejrzałem test, który wczoraj wykonałaś. Nie udzieliłaś żadnej złej odpowiedzi, wszystko było dobrze. Jestem pod ogromnym wrażeniem twojej wiedzy. Źle cię oceniałem. Zrobiłem to zbyt pochopnie. Każdemu zdarza się gorszy dzień. Nie powinienem od razu tak reagować. Bardzo cię za to przepraszam-powiedział najspokojniej jak tylko umiał
-Przeprosiny przyjęte-powiedziała delikatnie unosząc kąciki swoich ust w górę
-To dobrze. Wracając do tematu..Może miałabyś ochotę..-zaczął
-Nie. Nawet się nie znamy-odpowiedziała spokojnie
Hernandez spojrzał na nią spod byka, po czym wybuchł śmiechem. Spojrzała na niego jak na idiotę. Przecież właśnie go odrzuciła, a on się śmieje? Czy z nim wszystko w porządku?
-Nie chciałem zaprosić cię na randkę. Chciałem poprosić cię, żebyś przystąpiła do konkursu naukowego, który odbędzie się za tydzień w naszej szkole. Uważam, że byłabyś świetną kandydatką-powiedział, gdy tylko się opanował
-Brzmi świetnie. Mogę jutro zgłosić się po lekcji po materiały. Przepraszam, ale nie mam już zbytnio czasu,. koleżanka na mnie czeka. Do zobaczenia jutro-powiedziała uśmiechając się
Zostawiła go samego z wieloma myślami. Zdolna z niej dziewczyna. Nawet nie był dla niej wredny, wręcz przeciwnie. Czy to oznacza, że topór wojenny zakopany? A może wcale nie ma między nimi żadnego konfliktu? Po prostu ostatnio nie był sobą. Teraz też nie jest, bo zrozumiał, że coś czuje do tej zwariowanej blondynki. Niestety, ale to nie jest możliwe. Nie, to na pewno nie jest prawda, nie zakochał się, jego serce jest z kamienia i takie musi pozostać..

*****
     Zauważyła swoją koleżankę. Podbiegła do niej i ją wyściskała za wszystkie czasy. Rudowłosa ze zdziwieniem spojrzała na towarzyszkę. Zachowywała się inaczej niż zawsze. Była jakoś nadmiernie szczęśliwa, co było do niej nie podobne. Chciała ją o coś spytać, ale ta nie dała jej nawet dojść do słowa. Cały czas opowiadała, jaki to dobry dzień miała, że będzie uczestniczyła w świetnym konkursie. Camila jednak postanowiła zakończyć wywody koleżanki i dopytać o dokładny powód tego radosnego nastroju.
-Czy, aby na pewno z tego powodu jesteś taka zadowolona? Ja myślę, że tu chodzi o coś innego. Zakochałaś się!-krzyknęła
-Ogłupiałaś?! Nie, wcale...nie!-wrzasnęła
-A właśnie, że tak i teraz dałaś na to dowód. Czemu się tak wkurzyłaś? Gdyby to nie była prawda, byłoby ci obojętne to, co powiedziałam-odpowiedziała jej z triumfalnym uśmieszkiem
-Kłamiesz! Ja..jaa..nie zakochałam się i koniec! Jesteś dziś niemożliwa Cami, daj mi spokój-powiedziała i poszła, pozostawiając swoją przyjaciółkę samą.

*****
     Kolejne wykłady, na które nie mogła się spóźnić. Tym razem, indywidualne, gdyż będzie przygotowywana do konkursu. Starała się nie myśleć o pociągającym nauczycielu. Skupi się na osiągnięciu jak najlepszego wyniku. Właśnie wykonywała ostatnią kartę pracy. Oddała ją nauczycielowi z szerokim uśmiechem. Ten szybko sprawdził i pogratulował. Kolejny raz poszło jej bezbłędnie. Chciał, aby podeszła do niego, aby zobaczyć pewne zadanie. Gdy udzieliła poprawnej odpowiedzi ich spojrzenia się zetknęły. Przeszedł ich miły dreszcz. Przybliżali się do siebie. W ostatniej chwili Hernandez odsunął swoją twarz od twarzy Ferro. Zmieszany sytuacją, nie wiedział co powiedzieć
-Przepraszam..nie powinienem..-wyszeptał
-Nic się nie stało-powiedziała cicho spoglądając na niego
-Stało. Panienko Ferro-zaczął
-Jestem Ludmiła-powiedziała już trochę pewniej siebie
-Dobrze, Ludmiła. To nie miało prawa się zdarzyć. Na litość boską ja mam 34 lata, a ty masz 22! Jestem dla ciebie dużo za stary. Nie mogę pozwolić, aby zmarnowała swoje życie ze starym prykiem! Jesteś dla mnie zbyt ważna. Powinniśmy zapomnieć o tym co się stało-powiedział patrząc w jej zaszklone oczy
Nic nie odpowiedziała tylko pokiwała głową i wybiegła z klasy niczym wicher. Po raz kolejny został sam ze swoimi myślami. Niestety, zakochał się. To nie miało prawa się zdarzyć. Przecież on tylko zmarnowałby życie tej dziewczynie. Taka młoda i niedoświadczona, mająca tyle przed sobą. Nie powinien od początku się w to angażować, wkładać jakiegokolwiek uczucia. Może wtedy, nie miałaby nadziei. 

*****
     Kolejny raz przeżyła zawód miłosny. Miała już więcej się w nikim nie zakochiwać. Ale cóż ona może na to poradzić? Stało się i już. Serce nie sługa. Szkoda tylko, że Diego jest taki powierzchowny. Przecież jej na nim zależy. Nie liczy się wiek, liczy się uczucie. To jest najważniejsze! Wiek to tylko liczby. Jeżeli dwie osoby mają się ku sobie, łączy ich uczucie, nie powinni tego zaprzepaszczać. Tym razem nie da za wygraną. To może być miłość jej życia, czuje, że on jest jej przeznaczeniem. Nie podda się bez walki i zawalczy o jego serce. Ludmiła Ferro, nadchodzi! Po drodze czekało ją jednak coś jeszcze. Musiała pokazać, że jej na nim zależy. Dlatego też, zebrała się szybko i udała pod klasę. Dziś miał odbyć się ten konkurs. Postanowiła za wszelką cenę wygrać go, dla niego. Może wtedy uda jej się go przekonać do siebie. Szczęście jest tak bardzo blisko, nie może przegapić tej szansy. Zauważyła go. Był obecny przy ławie nauczycieli. Serce podskoczyło jej do gardła. Zajęła miejsce. Wokoło siedziało mnóstwo innych uczniów. Zaczęto rozdawać testy. Spojrzała na ilość..100. Sto zadań w dwie godziny. Do roboty!
      Dwie godziny potem opuściła salę z szerokim uśmiechem. Poszło jej całkiem nieźle. Dała z siebie wszystko, była dumna z tego, co osiągnęła. Spojrzała w stronę otwierających się drzwi. Właśnie wychodził. Posłała mu niemrawy uśmiech, który odwzajemnił. Obiecał sobie, że nie będzie się angażował i zakończy rozdział zatytułowany "Ludmiła". Podszedł i zajął miejsce na ławce, obok niej. Chwilę milczał, podobnie jak ona, nie wiedząc co powiedzieć. 
-Jak ci poszedł test, panienko Ferro?-spytał po chwili grobowej ciszy
-Po pierwsze, nie mów "panienko Ferro". Jestem Ludmiła, wolę po imieniu. Po drugie, myślę, że poszło mi całkiem nieźle. Niektóre zadania, były bardzo podobne do tych, które ostatnio rozwiązywałam. Całe szczęście, że był to test zaznaczany. Sto razy wolę takie warianty-powiedziała wymuszając na twarzy uśmiech
Po raz kolejny zapadła między nimi cisza. Czy był sens się odzywać? Ferro spojrzała na niego zwrokiem pełnym bólu. Cierpiała z jego powodu.
-Diego. Nie dałeś mi dokończyć ostatnio. Zrozum, że ja na prawdę coś do ciebie poczułam i wiem, że ty do mnie też. Nie mogę zapomnieć o naszej ostatniej rozmowie. Prawie się pocałowaliśmy. Muszę ci powiedzieć, że dla mnie nie jest ważny wiek. Liczy się uczucie, którym się darzymy. To co nas łączy, to miłość, nie liczy się dla mnie ta różnica wieku, to tylko dwanaście lat, liczy się to, że cię kocham! Zrozum to wreszcie!-niemalże krzyknęła, akcentując ostatnie zdanie
-Ludmiła, rozumiem, ale ja chcę twojego dobra, nie możesz być ze mną, nie marnuj sobie życia. Z kimś innym będziesz dużo szczęśliwsza-powiedział odchodząc
Szczęście było tak bardzo blisko...

*****
     Tydzień później, Ludmiła postanowiła wrócić do szkoły. Przez ten czas, była poza uczelnią. Przebywała w domu swojej przyjaciółki. Odpoczęła, przemyślała parę spraw. Zrozumiała wiele rzeczy. Nie może się załamywać. Podeszła do wielkiej tablicy z ogłoszeniami. Dziś miały pojawić się wyniki konkursu, w którym ostatnio brała udział. Gdy zauważyła wielki napis "WYNIKI" od razu zaczęła szukać swojego nazwiska. Tak, mogła się spodziewać. Spuściła głowę, po jej policzkach spłynęło parę łez. Dała plamę, po raz kolejny. Miała to wygrać! Okrucieństwo losu. Poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Wtuliła się w przyjaciółkę. Potrzebowała tego. 
-Pan Hernandez, kazał mi cię zawołać do klasy-powiedziała Camila
     Spojrzał z uśmiechem na blondynkę. Posłał jej pytające spojrzenie. Zauważył ślady łez, na jej policzkach. Podszedł do niej i otulił ją swym ramieniem. 
-Czemu płaczesz?-spytał, gdy się już uspokoiła
-Nie wygrałam-wyszeptała
Spojrzał na nią z niedowierzaniem. Co z tego, że nie wygrała. Przecież wygrana nie była najważniejsza. 
-Przecież zajęłaś drugie miejsce-odpowiedział jej pokrzepiająco
-Ty nic nie rozumiesz! Obiecałam sobie, że zajmę pierwsze miejsce! To był mój cel. Chciałam ci pokazać, jak bardzo mi na tobie zależy, że coś do ciebie czuje. Cholera, Diego, miałam ci tym pokazać, jak wiele dla mnie znaczysz. Chciałam to zrobić dla ciebie, bo cię kocham. Nie potrafię się odkochać! Ja nie potrzebuję nikogo innego, ja potrzebuję ciebie. Nie liczy się dla mnie, że jesteś starszy o dwanaście lat, mam to gdzieś. Ja cię kocham, kocham cię!-powiedziała płacząc
Spojrzał na nią błagalnie. Zrozumiał, że nie może jej odtrącać. Dla niej nie liczył się wiek. Dla jej dobra, nie było lepiej to zakończyć, ale zacząć. Nie wiedział co ma powiedzieć. Zbliżył się do niej i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. 
-Rozumiem. Nie powinienem cię odtrącać. Ja też cię kocham, panienko Ferro-powiedział uśmiechając się przez łzy
Oboje płakali, płakali ze szczęścia, jakie posiadali. Posiadali siebie, posiadali miłość, a to było najważniejsze.
Szczęście jest tak bardzo blisko..


Hejka :D Alexi zjawia się ze swoim głupim partem, badaam! :3
Mam nadzieję, że doczytaliście to coś do końca. Przyznam, że nawet mi się podoba, chodź i tak nie jest taki, jaki być powinien.
Dziękuję za wszystkie komentarze, jakie tu się pojawią <3
Pozdrawiam ♥
Alexi :D

27.10.2014

{001} Marcesca - "Naprawdę szczęśliwa"





Tytuł: "Naprawdę szczęśliwa"
Para: Marcesca


Czasem zastanawiam się czym jest miłość. Przywiązaniem, przyzwyczajeniem czy może czymś więcej?
Czy miłość oznacza cierpienie? Czy szczęście jest przeznaczone tylko dla niektórych, wybranych?
Czemu nie mogę być chociaż raz szczęśliwie zakochana?
Wszyscy mężczyźni z którymi się spotykałam, krzywdzili mnie. Pierwszy chłopak,moja pierwsza szkolna miłości,zdradził mnie z najlepszą przyjaciółką. Wydaje mi się, że mają już trójkę dzieci. Drugi, o imieniu Lorenzo,wyjechał bez żadnego słowa a Miguel mój ostatni partner, zostawił mnie gdy tylko dowiedział się, że jestem chora. To zabolało chyba najbardziej. Ta świadomość,że nie mam prawa do szczęścia i normalności przez raka. Tak,od 16 roku życia choruję na raka. 
Wiedziała o niej tylko moja rodzina i najbliżsi przyjaciele.
Mimo wszystko uważam, że mam ogromne szczęście-
rak w stanie remisji to coś niezwykle rzadkiego. Jednak chciałabym się zakochać, założyć rodzinę i udawać, że żyję normalnie. Ale los sobie ze mnie kpi, każe mi płacić za tą remisję,za to że,  jeszcze żyję. Jestem,niestety, niepoprawną optymistką i cały czas wierzę, że znajdę kiedyś szczęście.
Nie sądziłam tylko, że stanie się to tak szybko ani w takich okolicznościach.
Był zwykły październikowy dzień. Wstałam koło dziesiątej, odsłoniłam żaluzje w oknach i włączyłam radio. Leciała właśnie jedna z moich ulubionych piosenek „Euforia” w wykonaniu mojej koleżanki jeszcze ze szkoły. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam robić śniadanie. Muzyka byłą dla mnie bardzo ważna, stale uczestniczyła w moim życiu. Od dziecka uczyłam się śpiewu i gry na instrumentach. Potrafiłam grac na skrzypach, gitarze i fortepianie. Śpiewałam też całkiem dobrze. Czasem w szpitalu, podczas chemioterapii śpiewałam dla rodziców i pielęgniarek. Dziwiły się,że mimo mojego osłabienia nadal mogłam śpiewać.  Doktor zawsze żartował, że skoro mam taki anielski głos, to na pewno będę zdrowa. Bóg nie zabierze kogoś, kto należy do jego niebiańskich zastępów. Pamiętam, że czułam się wtedy bardzo zakłopotana.
Godzinę później gdy już zjadłam, posprzątałam i się ubrałam, postanowiłam przejść się na spacer. I tak nie miałam nic do roboty. Nie pracowałam, nie studiowałam i miałam niewielu znajomych. Uznałam,że przechadzka dobrze mi zrobi. Dzień był ładny, mimo że pochmurny. Włożyłam płaszcz,zgarnęłam torebkę,zamknęłam drzwi i już szłam ulicą z zachwytem przyglądając się mijanym drzewom. Był środek października, więc wszystkie drzewa miały śliczny pomarańczowo-złoty kolor. Przeszłam przez aleję de Passon i doszłam do Królewskiego parku.  Spacerowałam alejkami rozmyślając o życiu. Byłam jedynaczką a moi rodzice bardzo o mnie dbali. Pochodziłam z Włoch, a moje imię, Francesca, nadano mi na pamiątkę prababci ojca. Do Buenos Aires przenieśliśmy się gdy miałam 7 lat. Nie byłam towarzyska, ale miałam kilku bliskich kolegów i koleżanek. Uczyłam się dość dobrze, nie sprawiałam kłopotów i chciałam studiować psychologię. Jednak wtedy dowiedziałam się o chorobie i moje marzenia runęły jak domek z kart.
Sprzałam na zegarek i zauważyłam, że jest już za piętnaście 13. Pora wrócić do domu. Ruszyłam w stronę wyjścia na ulicę Riggazzo. Musiał kupić jeszcze kilka składników na kolację. Szłam, przyglądając się ludziom idącym w przeciwną stronę. Młodzież, zakochani, starsi ludzie karmiący gołębie. Wszyscy cieszyli się nadchodzącą jesienią. Małe dzieci z pobliskiego przedszkola bawiły się na placu zabaw.
Poczułam bolesne ukłucie w sercu, zawsze chciałam mieć dzieci. Gdy byłam młodsza dorabiałam sobie jako niania. Zawsze chętnie zajmowałam się maluchami sąsiadów. Potrafiłam bawić się z nimi godzinami. Niestety, raczej nie będę mogła mieć własnych. Mogłyby się wtedy pojawić komplikację podczas ciąży. Rak nie pozwoli mi być matką. Westchnęłam, koło mnie przechodziła właśnie kobieta z wózkiem. Przeszła a ja odwróciłam się, żeby na nią popatrzeć. Młoda mama z prześlicznym maleństwem w wózeczku.
Uśmiechnęłam się i nagle poczułam, że jest mi dziwnie duszno. Próbowałam złapać powietrze ale zakręciło mi się w głowie, a nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Zatoczyłam się i dosłownie wpadłam w ramiona mężczyzny idącego za mną.
-Wszystko w porządku ?- zapytał, a ja nie zdążyłam mu odpowiedzieć . Pochłonęła mnie ciemność.

                                                                                   *

-Proszę pani, proszę pani, czy pani mnie słyszy?- świdrujący głos mężczyzny wyrwał mnie z otępienia. Zamrugałam kilkakrotnie i otworzyłam oczy. Oczywiście znajdowałam się w szpitalu. Człowiek pochylający się nade mną, był ubrany w biały fartuch. Lekarz. Rozejrzałam się po pokoju. Leżałam na łóżku i byłam podłączona do kroplówki. Mój płaszcz i torebka znajdowały się na stoliku.
-T-tak-odpowiedziałam słabo, dotykając ręką czoła-proszę mi powiedzieć co się stało-
-Cóż- lekarz zajrzał do swoich notatek- koło godziny 13, pewien mężczyzna zadzwonił na pogotowie i powiedział, że jakaś młoda kobieta zemdlała w parku. Karetka panią przywiozła, zrobiliśmy rutynowe badania i jak na razie wszystko wydaje się w porządku. Proszę mi wybaczyć ale muszę spytać. Choruje pani na raka?- pokiwałam głową, niezdolna wykrztusić  z siebie ani słowa. Zasłabłam w parku. Ale jak to możliwe? Jak to się stało? Brałam leki, stawiałam się na kontrole i słuchałam zaleceń lekarza. No więc jak?!
-Nie, proszę się nie martwic- oznajmił z uśmiechem, widząc moją przerażoną minę- to nic poważnego. Nawet w stanie remisji, rak znacznie osłabia organizm. To nic niepokojącego, że pani zasłabła-
Odetchnęłam z ulgą i zdobyłam się na słaby uśmiech. Teraz wszystko wydawało się być pokazane w jaśniejszych barwach. Może jeszcze dzisiaj wrócę do domu.
-Więc co teraz?-spytałam. Lekarz ponownie uśmiechnął się i podał mi kartkę ze swojego notatnika.
-Proszę to wypełnić a za jakieś 10 minut pielęgniarka zawiezie panią na ostatnie badanie. Potem będzie pani mogła opuścić szpital.- wyszedł a ja po raz kolejny odetchnęłam z ulgą. Byłam taka szczęśliwa, ze nie musiałam zostawać w szpitalu na długo. Kojarzył mi się tylko z nieprzyjemnymi chemioterapiami z wczesnego okresy choroby. Zerknęłam na zegar wiszący nad drzwiami. Wskazywał godzinę 15:20. Trochę przeleżałam w szpitalu. Nagle do sali wszedł młody mężczyzna. Na oko mógł być, bo ja wiem, ze dwa lata ode mnie starszy. Był wysoki, szczupły i miał ciemne włosy opadające mu na oczy. Przez to nie mogłam zobaczyc ich koloru. Usiadł na krześle koło mojego łóżka i uśmiechnął się nieśmiało. 
Spojrzałam na niego z ciekawością.
-Jestem Marco- przedstawił się- to ja zadzwoniłem po karetkę, gdy no wiesz… zemdlałaś- zarumienił się, a ja pomyślałam, że wygląda naprawdę słodko.
-Bardzo Ci dziękuję- odparłam i posłałam mu mój najpiękniejszy uśmiech. Zaczęliśmy rozmawiać. Marco pochodził z Meksyku, do Buenos Aires przyjechał studiować fotografię i nie ma jeszcze dziewczyny ani narzeczonej. Okazało się,że mamy mnóstwo wspólnych zainteresowań. On też grał na gitarze, lubił włoską kuchnię i uwielbiał podróże. Niestety chwilę później przyjechała pielęgniarka, żeby zabrać mnie na badanie. Podałam jej kartkę, którą wypełniłam a ona zaczęłam pchać moje łóżko. To na nim miała mnie zawieźć.
-Do zobaczenia- powiedziałam chłopakowi. Był taki miły i zabawny. Miałam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Przyjemnie mi się z nim rozmawiało i, bądźmy szczerzy, bardzo mi się spodobał.
-Pa !- odkrzyknął i ruszył do wyjścia, lecz nagle stanął, jakby sobie o czymś przypomniał.
-Hej ! Zapomniałaś powiedzieć jak się nazywasz !- kobieta pchająca łóżko, uśmiechnęła się pod nosem słysząc jego krzyki.
-Francesca. Francesca Comello !- tym razem zdążyłam mu odpowiedzieć, zanim zniknął mi z oczu.

                                                                               *

Ja i Marco spotykaliśmy się już kilka tygodni. Zaraz następnego dnia znalazł mnie na portalu społecznościowym i umówiliśmy się na randkę. Po raz pierwszy czułam się tak przy mężczyźnie. Taka… wyjątkowa i adorowana. Wbrew moim obawom, nie uciekł gdy dowiedział się, że jestem chora na raka.
Przeciwnie, powiedział mi, że jego mama też na niego chorowała ale nie udało jej się z tego wyjść. Umarła, gdy miał 11 lat. Marco wiedział z czym wiąże się ta choroba i bardzo o mnie dbał. W końcu nie czułam się samotna i nieszczęśliwa. Miesiąc po tym wypadku sprzedałam mieszkanie i wprowadziła się do chłopaka. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. Podjęłam też studia wieczorowe. Oczywiście wybrałam psychologię. Co raz bardziej uświadamiałam sobie, jak mocno kocham Marco. 
Był dla mnie wszystkim i bardzo się o mnie troszczył.
Pewnego dnia, gdy wybraliśmy się na spacer do tego samego parku gdzie pierwszy raz się spotkaliśmy, chłopak ukląkł przede mną, wyjął małe pudełeczko i zapytał czy zostanę jego żoną. Bez wahania się zgodziłam. Kochałam go i chciałam spędzić z nim resztę życia. 

                                                                                  

Kilka dni temu wydarzyło się coś cudownego. 
Dowiedzieliśmy się, że za kilka miesięcy zostaniemy rodzicami !
Udało się. Wreszcie jestem naprawdę szczęśliwa.




No hej ;))
Co słychać kochani?
U mnie dobrze, chociaż... Mam złamane serducho, ale co tam. Trzeba zacisnąć zęby i żyć dalej, nie?
Ten part w sumie jest tak wesoły, że na tą chwilę chcę mi sie wymiotować.
Ale wiecie, co? Jest to moja pierwsza bloggerowa publikacja :)
Serio, a w listopadzie minie pół roku mojego istnienia na Bloggerze.
Tak więc, do piątku, bo wtedy dodać part moja uzdolniona Ola, która nie wywlecze Wam całej historii swojego życia xD Bo nie jest mną :D
Kocham Was,
Cathy

23.10.2014

Decimos - buenos días

Brawa, brawa dla tej Pani, czyli mnie. Bo to, co teraz czytacie, to chory wytwór mojej wyobraźni, nocnych rozmów z Olą na gg, i morderstwa Never give up. Taa, nie przedłużając-
nowy blog, nowe zasady i nowe dziewczynki ;>
To jest, ja i Ola, i Gorzka.
W między czasie, pewnie będziemy szukać, jednej lub dwóch osób do pisania, ale o tym później.
Pierwszy Os, tak szczerze to nie wiem kiedy, jakiś sensowny post (pisany pewnie przez Olę), też nie wiem kiedy,  na razie wszystko powolutku ogarniamy.
No więc tego,
serdecznie Was tu witamy i bardzo, ale to bardzo kochamy,
drużyna (bo nie załoga, nie kopiujemy) HLQA
albo po prostu-
Ola, Wika i Gorzka


Kathy Leonetta